Zorganizowane polowanie

 Rozdział 17


Adam cofnął się powoli, próbując utrzymać równowagę na śliskim podłożu. Wokół panowała martwa cisza, przerywana jedynie skrzekliwym nawoływaniem stworzenia na gałęzi.


I wtedy usłyszał odpowiedź.


Najpierw jeden, potem drugi głos – dźwięki przeszywające noc, coraz bliższe, coraz liczniejsze. Krzaki wokół niego zatrzęsły się, a z cienia zaczęły wyłaniać się kolejne sylwetki.


Były co najmniej trzy. Każde z tych stworzeń było mniejsze od gigantycznej bestii z laboratorium, ale ich sylwetki były smukłe, przystosowane do biegu i skakania. Łuski połyskiwały czernią, oczy jarzyły się czerwonym blaskiem.

Adam poczuł, jak usta wysychają mu ze strachu.


Pierwszy z drapieżników opuścił się z gałęzi, lądując miękko na ziemi. Nogi miał zakończone pazurami, które zostawiły ostre ślady w błocie. Drugie podążyło tuż za nim, zataczając półkole, jakby chciały go okrążyć.


Adam nagle uświadomił sobie, że obserwuje coś, co wygląda jak polowanie zorganizowane.


Jeden ze stworów syknął, drugi odpowiedział mu podobnym dźwiękiem. Poruszały się niemal synchronicznie, koordynując każdy krok.


Adam odruchowo cofnął się jeszcze bardziej i poczuł twarde oparcie pleców o drzewo. Nie było już odwrotu.


Nagle pierwszy drapieżnik ruszył do ataku – skokiem, szybkim jak błyskawica. Adam rzucił się w bok, czując, jak pazury rozcinają powietrze tuż obok jego ramienia. Upadł ciężko w błoto, a jeden z pazurów przeorał ziemię dokładnie tam, gdzie przed chwilą stał.

Zaraz potem drugi stwór zaatakował od frontu. Adam poderwał się, złapał za leżącą na ziemi gałąź i zamachnął się z całej siły. Uderzył potwora w pysk – usłyszał głuche chrupnięcie, stworzenie syknęło i cofnęło się o krok, ale tylko na moment.


Z gęstwiny wysunął się trzeci. Ten był większy od pozostałych, z dziobem bardziej zakrzywionym, jak u sępa. Jego oczy świeciły jaśniej, a ruchy pozostałych natychmiast się uspokoiły, jakby czekały na jego rozkaz.


Adam zrozumiał – to przywódca.


Stworzenia znów zaczęły się poruszać w półokręgu, zaciskając krąg wokół niego. Oddychał ciężko, czując, jak serce wali mu w piersi. Gałąź w jego rękach była marna obroną wobec pazurów i zębów, które błyszczały w mroku.


Kiedy wydawało się, że rzucą się na niego wszystkie naraz, z oddali rozległ się huk – suchy, metaliczny dźwięk wystrzału. Jeden ze stworów zawył, przewrócił się w błoto, wijąc się w spazmach.

Reflektor z wieży strażniczej przesunął się nad polaną, a Adam zobaczył sylwetki uzbrojonych ludzi przebijających się przez gęstwinę.


Strażnicy.


Ale pytanie brzmiało: czy przyszli go uratować… czy zlikwidować razem ze stworami?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stacja widmo

Ucieczka

Prawie randka