W laboratorium

 Rozdział 20


Adam stawiał kroki powoli, każdy jego oddech odbijał się echem od betonowych ścian. Wąski korytarz pachniał wilgocią, rdzą i czymś jeszcze – czymś ostrym, metalicznym, co przywodziło na myśl zapach krwi.


Światło było ledwie zauważalne. Co kilka metrów, wzdłuż sufitu, mrugały stare lampy jarzeniowe, raz po raz gasnąc i rozświetlając przestrzeń zimnym, trupim blaskiem.


Adam przesunął dłonią po ścianie – chropowaty beton był wilgotny, pokryty glonami. W pewnym miejscu natrafił na coś jeszcze: wgłębienia, jakby trzy równoległe bruzdy. Przeszedł go dreszcz – znał już ten znak.


Nagle usłyszał dźwięk.


Nie był sam.

Ciche kapanie wody mieszało się z czymś bardziej niepokojącym – rytmicznym stukotem, jakby metal uderzał o beton. Kroki. Niespieszne, ciężkie, odbijające się od ścian.


Adam cofnął się instynktownie, ale wtedy zauważył na podłodze coś jeszcze. Ślady butów – świeże, prowadzące w głąb kompleksu. Ale obok nich odciski łap. Ogromne, trójpalczaste, z głębokimi zagłębieniami po pazurach.


Krew zaszumiała mu w uszach.


Kiedy ruszył dalej, dotarł do większej przestrzeni. Sala, przypominająca opuszczoną halę laboratoryjną, była zrujnowana. Połamane kontenery stały w kątach, szkło z roztrzaskanych zbiorników połyskiwało na ziemi. Na jednej ze ścian wisiała tablica, a na niej fragment schematu – rozmazane napisy w obcym języku, symbole genetyczne, a obok kolejne wyblakłe logo z literą „E”.


Adam zbliżył się, dotykając papieru przyczepionego do tablicy. Drżał. To były raporty. Daty sprzed miesięcy. Zdania urwane w połowie, jakby ktoś pisał w panice:

„...tempo wzrostu nie do opanowania...”

„...nie reagują na środki...”

„...utrata kontroli... ewakuacja niepełna...”


Adam poczuł, jak żołądek zaciska mu się z lęku.


I wtedy usłyszał kolejny dźwięk. Nie echo kroków – tym razem coś innego. Oddech. Głęboki, chrapliwy, tuż za ścianą.


Światło jarzeniówki nad jego głową zamigotało.


Cień przesunął się po przeciwległej ścianie – ogromny, zdeformowany, nieludzki.


Adam cofnął się powoli, czując, jak serce wali mu jak młot.


Był w samym sercu kompleksu. A coś już wiedziało, że on tu jest.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stacja widmo

Ucieczka

Prawie randka