W ciemnościach
Rozdział 21
Adam wstrzymał oddech, starając się nie poruszyć ani o centymetr. Cień za ścianą drgnął, a wraz z nim powietrze w pomieszczeniu zgęstniało, jakby sama przestrzeń ostrzegała go przed tym, co nadchodzi.
Kroki. Ciężkie, nieregularne. Do tego odgłos tarcia – pazury przesuwające się po betonie.
Światło jarzeniówki nad nim zamigotało ponownie i zgasło na kilka sekund. W ciemności Adam usłyszał westchnięcie – długie, gardłowe, gorące. Czuł je na skórze.
Kiedy lampa znów zabłysła, zobaczył ją.
Najpierw fragment pyska – łuski połyskujące zielono-czarnym blaskiem, nozdrza rozszerzające się w rytmie ciężkiego oddechu. Potem – oczy. Ogromne, złote, z pionową źrenicą, wpatrujące się prosto w niego.
Adam znieruchomiał. Każda komórka jego ciała krzyczała, by uciekać, ale instynkt podpowiadał – nie ruszaj się, jeszcze nie.
Stworzenie wysunęło się zza rogu. Było inne niż ta bestia, którą widział wcześniej w dżungli. Smuklejsze, ale nie mniej groźne. Masywne łapy kończyły się trzema zakrzywionymi szponami, a na grzbiecie wyrastały ostre, kościane kolce, które rysowały betonowy sufit, gdy poruszało się powoli w jego stronę.
Jego gardłowy pomruk wibrował w powietrzu, a w ciemnościach błyszczały rzędy zębów ostrych jak sztylety.
Adam cofnął się o krok, jego stopa uderzyła o kawałek szkła. Trzask.
Bestia
zamarła.
Jej głowa przechyliła się lekko, a potem rozległ się niski syk. Szpony uderzyły w podłogę, rozpryskując odłamki betonu.
Adam poczuł, że to już koniec. Ale w tej samej chwili rozległ się inny dźwięk – metaliczne kliknięcie, gdzieś w głębi kompleksu. Automatyczne drzwi przesunęły się z jękiem.
Stworzenie drgnęło i obróciło głowę.
Adam wykorzystał ułamek sekundy. Rzucił się do najbliższego korytarza, czując, jak ziemia drży pod uderzeniami łap. Szpony przeorały ścianę tuż obok niego, rozsypując w powietrzu pył i odłamki.
Pędził na oślep, wdychając kurz, walcząc z własnym strachem. Echo jego kroków mieszało się z rykiem potwora, który rozbrzmiewał w korytarzach jak głos samej śmierci.
Wreszcie dopadł do rozwidlenia. Z jednej strony – ciemny, wąski tunel. Z drugiej – migoczące światło awaryjnej lampki nad pancernymi drzwiami.
Adam zacisnął zęby. Wiedział, że którąkolwiek drogę wybierze, może być jego ostatnią.
Komentarze
Prześlij komentarz