Szepty z laboratoriów
Rozdział 3
Adam dostał prowizoryczny
pokój w jednej z bocznych części kompleksu. Betonowe ściany, metalowe łóżko i małe okno zakratowane od zewnątrz – bardziej cela niż pokój gościnny.
Przez kilka dni pozwolono mu swobodnie poruszać się tylko po określonych korytarzach. Strażnicy obserwowali każdy jego krok.
Doktor Krauss przychodziła rzadko. Za każdym razem powtarzała to samo:
– Adamie, twoja obecność tutaj to wypadek. Gdy tylko sytuacja się ustabilizuje, znajdziemy sposób, abyś opuścił wyspę. Do tego czasu radzę nie zadawać zbyt wielu pytań.
Ale pytań miał coraz więcej.
W nocy Adam słyszał dziwne dźwięki. Niekiedy cichy stukot, jakby coś dużego poruszało się po metalowych korytarzach. Innym razem – skrzek, warczenie, a nawet odgłos przypominający wycie.
Raz, gdy zbliżył się do drzwi, poczuł falę gorącego powietrza – jakby coś ogromnego oddychało po drugiej stronie.
Podczas posiłku w kantynie dosiadł się do niego młody technik, który wyglądał na wyraźnie podenerwowanego.
– Powinieneś stąd uciec – wyszeptał, pochylając się nad talerzem. – To, co oni tu robią… to nie jest dla ludzi.
– O czym mówisz? – spytał Adam.
Chłopak tylko pokręcił głową. – Zginęli już ludzie. Oficjalnie mówi się, że to wypadki przy pracy. Ale ja widziałem, co zostało po strażniku z sekcji C… – urwał, gdy w kantynie pojawił się ochroniarz. Wstał i odszedł bez słowa.
Tego samego dnia Adam zauważył grupę badaczy transportujących ogromny, metalowy kontener. Ściany pojemnika były zadrapane, jakby coś od środka próbowało się wydostać.
– Nie patrzeć! – warknął strażnik i odepchnął go brutalnie na bok.
Nocą Adam nie wytrzymał. Wyszedł cicho z pokoju i podążył za odległym światłem. Znalazł się w części kompleksu, gdzie korytarze były chłodniejsze, pachniały chemią i wilgocią.
Za szybą jednego z pomieszczeń zobaczył cień. Ogromny cień, poruszający się powoli, ciężko, jakby jego właściciel miał więcej niż cztery kończyny. Przez ułamek sekundy mignęło mu coś błyszczącego – oko albo łuska.
Serce zabiło mu szybciej. Cofnął się, ale wtedy usłyszał kobiecy głos.
– Nie powinno cię tu być.
Odwrócił się gwałtownie. Doktor Krauss stała w cieniu, ręce skrzyżowane na piersi. Jej spojrzenie było chłodne, ale w oczach błyszczała irytacja.
– To, co widziałeś – powiedziała powoli – jest jednym z naszych największych osiągnięć. Jeszcze nie w pełni stabilnym, ale wyjątkowym. – Zbliżyła się o krok. – Dlatego zapamiętaj: jeśli wyjdziesz poza wyznaczoną strefę jeszcze raz, nie będę mogła zagwarantować twojego bezpieczeństwa.
Adam przełknął ślinę. – Co to było?
– To – odpowiedziała, uśmiechając się lekko – jest przyszłość.
Komentarze
Prześlij komentarz