Pokusa i wybór
Rozdział 25
Adam cofnął się o krok, lecz nie mógł oderwać wzroku od istoty zamkniętej w kapsule. Jej srebrne oczy pulsowały chłodnym światłem, a jego własne serce biło w rytmie, który zdawał się narzucać ten organizm-maszyna.
– Jesteś kluczem – powtórzył głos, tym razem wyraźnie wewnątrz jego głowy.
Adam zacisnął zęby, próbując odciąć się od tej obecności.
– Kim… czym jesteś?
W odpowiedzi obrazy przelały się przez jego świadomość niczym rwący strumień: planety płonące, niebo rozdzierane przez obce kształty, ludzie uciekający w panice. A potem inny obraz – on sam, stojący pośrodku tego chaosu, nietknięty, silniejszy niż kiedykolwiek, a wokół niego porządek, cisza, posłuszeństwo.
– Projekt E – wyszeptał głos, lecz nie przez głośniki, a prosto w jego myślach. – Stworzeni, aby przetrwać tam, gdzie człowiek nie potrafi. Aby wybrać nowy kierunek. Ty jesteś brakującym ogniwem.
Adam poczuł, jak jego ciało drży. Nie z zimna, lecz z niepokoju.
– Dlaczego ja?
– Bo w tobie są dwie drogi. Widzimy je. Możesz stać się pomostem między starym światem a nowym. Możesz ocalić siebie… i tych, którzy przyjdą po tobie.
Obrazy wróciły. Tym razem inne: znajome twarze, wspomnienia krótkich chwil, które dawały mu siłę – śmiech, dotyk, uśmiech kogoś bliskiego. Potem szybko zostały zastąpione innymi: potworem, którego już spotkał w dżungli, rykiem, krwią i śmiercią.
– Walczysz samotnie. Walczysz bez celu. A my oferujemy ci sens – głos brzmiał teraz niemal miękko, jak szept. – Przyjmij nas, a już nigdy nie będziesz musiał uciekać.
Adam zacisnął powieki. Czuł, że coś w nim pragnie tej obietnicy – wiedzy, mocy, końca nieustannego strachu. To było kuszące jak nic dotąd.
Ale zaraz potem przypomniał sobie, jak wiele razy już ktoś próbował nim manipulować. Laboratorium, naukowcy, doktor Krauss… i teraz to.
– Nie – wyszeptał drżącym głosem, sam niepewny, czy mówi do istoty, czy do siebie.
Srebrne oczy rozjarzyły się mocniej. Kapsuła pulsowała w przyspieszonym rytmie.
– Sprzeciw jest naturalny. Ale wybór należy
do ciebie.
Adam cofnął się o kolejny krok, gdy nagle całym kompleksem wstrząsnął wibrujący dźwięk alarmu. Czerwone światła mignęły po ścianach, zagłuszając srebrzystą poświatę.
Głos w jego głowie zadrżał, po raz pierwszy brzmiał niepewnie:
– Czas się kończy. Wybieraj.
Adam zamarł. W jego dłoniach pot ściekał strużkami. Patrzył na istotę, która była obietnicą siły i zagładą zarazem.
A za drzwiami rozbrzmiał huk – coś lub ktoś próbował się przedostać do środka.
Adam wiedział, że za chwilę będzie musiał zrezygnować.
Komentarze
Prześlij komentarz