Pierwsze spotkanie
Rozdział 6
Adam od rana czuł na sobie spojrzenia strażników. Jakby wiedzieli, że w nocy ktoś lub coś odwiedziło jego drzwi.
Nie odezwali się jednak ani słowem.
Kiedy wyszedł do kantyny, w korytarzu zauważył coś dziwnego. Na podłodze ciągnął się ciemny ślad, jakby coś ciężkiego zostało przeciągnięte. Smuga kończyła się tuż przy metalowych drzwiach oznaczonych literą „C”. Drzwi były zamknięte, ale w powietrzu unosił się metaliczny, duszący zapach – mieszanka rdzy i krwi.
Zanim zdążył przyjrzeć się bliżej, zza rogu wyszedł młody technik, ten sam, który ostrzegał go wcześniej. Był blady, spocony, jakby dopiero co wrócił z biegu.
– Nie patrz tam – szepnął gwałtownie. – Jeśli zobaczą, że się interesujesz, będzie po tobie.
Adam odruchowo odwrócił wzrok, ale zapytał cicho:
– Co to było?
Technik zawahał się, po czym nachylił do jego ucha.
– One już nie powinny żyć. A jednak żyją. – Rozejrzał się nerwowo. – I rosną szybciej, niż ktokolwiek przewidział.
Chciał powiedzieć coś więcej, ale nagle w korytarzu rozległ się syk otwieranych drzwi. Technik odskoczył, zostawiając Adama samego.
Kilka godzin później, kiedy strażnicy zajęci byli transportem kolejnego kontenera, Adam znalazł chwilę, by wymknąć się w stronę sekcji C. Ślad na podłodze wciąż tam był. Tuż obok zauważył coś, co zmroziło mu krew w żyłach – kawałek metalu, jakby oderwany z kratownicy. Na jego powierzchni tkwiły wciąż zakrzywione, ostre ślady… pazurów.
Adam podniósł fragment i w tej samej chwili usłyszał coś zza drzwi sekcji C. Najpierw cichy bulgot, jakby coś wciągało powietrze przez ciecz. Potem głuche uderzenie – raz, drugi, trzeci. Całe drzwi zatrzęsły się pod naporem.
Zamarł, ściskając w dłoni zardzewiały kawałek metalu. Wiedział jedno: cokolwiek tam było, próbowało się wydostać.
Komentarze
Prześlij komentarz