Opuszczone laboratorium

 Rozdział 23


Adam stawiał kroki ostrożnie, jakby każdy dźwięk mógł ściągnąć na niego gniew czegoś, co czaiło się w ciemnościach. Światła awaryjne gasły jedno po drugim, aż pozostała jedynie czerwona poświata bijąca od paneli na ścianach. Dalej była już tylko ciemność.


Zatrzymał się, wsłuchując. Krople wody spadały gdzieś w głąb korytarza, odbijając się echem od betonu. Ale między nimi… coś jeszcze. Cichy, urywany dźwięk, przypominający oddech.


Adam przełknął ślinę, której prawie nie miał w ustach.


Korytarz rozwidlał się, prowadząc do większego pomieszczenia. Kiedy wszedł do środka, powitał go zapach chemikaliów zmieszanych z rdzą i czymś cięższym – krwią, zaschniętą dawno temu.


To musiało być laboratorium.

Stoły badawcze, przewrócone krzesła, rozbite fiolki i kałuże zastygłej cieczy, która wciąż wydzielała słodko-gorzką woń. Na jednym z biurek leżały notatki – ich papier sczerniał i posklejał się od wilgoci, ale część zapisków dało się odczytać:


 „Subiekt 7 – agresja niekontrolowana, reakcja na bodźce przekracza normy.”

„Subiekt 9 – brak oznak życia po 48 godzinach. Struktura komórkowa uległa destabilizacji.”




Adam poczuł, jak żołądek mu się ściska.


Na ścianie migał ekran, na którym wciąż działał fragment systemu. Zbliżył się i odczytał napis pojawiający się na czarnym tle:

„Projekt E – faza końcowa. Dane utajnione. Dostęp wyłącznie dla kadry kierowniczej.”


Serce zabiło mu mocniej. To, co widział na powierzchni – bestie, które na niego polowały – mogły być jedynie wczesnymi wersjami. Tu, pod ziemią, kryło się coś więcej.


Nagle usłyszał dźwięk. Metaliczny zgrzyt, jakby coś ostrego przesunęło się po ścianie. Potem jeszcze jeden – bliżej, w ciemności.


Adam odwrócił się gwałtownie.


Z sufitu oderwał się kawałek instalacji. Odruchowo cofnął się o krok… i wtedy to zobaczył.

W półmroku coś się poruszyło. Sylwetka, chuda, poskręcana, przypominająca człowieka, ale zbyt wydłużona, zbyt obca. Skóra – miejscami łuskowata, miejscami naga – połyskiwała w blasku awaryjnych lampek. Oczy, mętne i nieludzkie, wpatrywały się prosto w niego.


Istota nie atakowała. Stała w miejscu, oddychając ciężko, jakby jej własne ciało sprawiało jej ból.


Adam poczuł, jak wszystkie mięśnie napinają się gotowe do ucieczki, ale w środku walczyła w nim ciekawość. Czy to… resztka jednego z eksperymentów? Czy może strażnik tego miejsca?


Stworzenie przechyliło głowę, jakby go badało. Z jego gardła wyrwał się chrapliwy, pękający dźwięk, bardziej przypominający szept niż ryk.


Adam cofnął się, krok po kroku, aż jego plecy natrafiły na zimny metal. Był to właz – zardzewiały, z symbolem „E” wyrytym na płycie. Tu prowadziła droga głębiej.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stacja widmo

Ucieczka

Prawie randka