Oko w oko z bestią
Rozdział 10
Ryk rozległ się ponownie, tym razem bliżej. Ptaki, które gdzieś w oddali jeszcze spały, poderwały się z gałęzi z głośnym trzepotem skrzydeł. Mgła zdawała się gęstnieć, tłumiąc każdy dźwięk.
Adam poczuł, jak technik wbija palce w jego ramię. – Nie ruszaj się – wyszeptał.
Kroki. Ciężkie, nierówne. Coś poruszało się w dżungli, łamiąc gałęzie jak suche patyki.
Adam wstrzymał oddech. W półmroku dostrzegł ruch – kształt większy niż jakiekolwiek znane mu zwierzę. Olbrzymi cień przesunął się między drzewami, a ziemia zadrżała, gdy ciężar ciała opadł na błotnistą ścieżkę.
Z mgły wyłoniła się łapa. Nie całe zwierzę, tylko łapa – masywna, zakończona trzema zakrzywionymi szponami, które wbijały się w ziemię jak ostrza.
Adam czuł, jak serce wali mu w piersi.
Z głębi nocy dobiegł przeciągły oddech. Para buchnęła w mgłę, jakby coś ogromnego oddychało tuż przed nimi. A potem – błysk. Oko. Lśniące, żółte, poruszające się powoli w ich kierunku.
Technik szeptem, niemal bezgłośnie: – Nie patrz mu w oczy.
Ale Adam już patrzył. I miał wrażenie, że to stworzenie patrzy przez niego.
Nagle rozległ się trzask – gałąź pękła gdzieś obok. Bestia zatrzymała się, uniosła łeb (widział tylko zarys), a jej gardło wydało niski, wibrujący pomruk.
– Teraz! – syknął technik i pociągnął Adama w bok, w gęstwinę.
Biegli, potykając się o korzenie. Za nimi rozległ się grzmot kroków, ciężkich i bezlitosnych. Coś olbrzymiego przedzierało się przez drzewa. Liście sypały się na ich głowy, powietrze rozdzierał dziki ryk.
Dotarli do stalowych drzwi wbudowanych w zbocze skały. Technik wyrwał kartę magnetyczną, drżącymi dłońmi przyłożył ją do czytnika. Lampka zamigała na czerwono.
– No dalej, no dalej…! – szeptał gorączkowo.
Za plecami Adama, w gęstwinie, rozległo się parsknięcie – jakby coś wielkiego zatrzymało się zaledwie kilka kroków od nich.
Światło zamigało na zielono. Drzwi rozsunęły się z sykiem. Technik popchnął Adama do środka, a sam wślizgnął się zaraz za nim.
W chwili, gdy stalowe skrzydło zaczęło się zamykać, Adam kątem oka zobaczył fragment sylwetki bestii – masywny kształt, łuski połyskujące w księżycowym świetle, pysk pełen ostrych jak noże zębów.
Potem drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a w ciszy została tylko ich zadyszka i echo kroków za grubą ścianą metalu.
Technik opadł plecami na chłodną ścianę. – Teraz już rozumiesz – wyszeptał. – Tu nie chodzi o badania. Tu chodzi o przetrwanie.
Komentarze
Prześlij komentarz