Spacer w deszczu
Rozdział 6
Deszcz zaczął padać nagle, jakby ktoś odkręcił zawór w chmurach. Aleks miał przy sobie tylko cienką bluzę i zbyt mało cierpliwości, by biec gdziekolwiek. Schował się pod zadaszeniem małej kawiarni, gdzie pachniało cynamonem i parzoną kawą.
I wtedy ją zobaczył.
Mila przechodziła przez ulicę, zupełnie spokojnie, z zamkniętą parasolką w dłoni i uśmiechem, jakby deszcz był jej sprzymierzeńcem. Przystanęła, spojrzała na niego i... podeszła bez wahania.
– Aleks – powiedziała po prostu, jakby się umówili.
– Mila. – Wciąż nie przywykł do tego, że ona pojawia się znikąd.
– Widzę, że znów cię dopadł deszcz.
– Jak zawsze. Gdy tylko mam wolne – parsknął. – Ale może to nie taki pech?
– Nie, jeśli prowadzi cię w odpowiednie miejsca – powiedziała i wskazała drzwi kawiarni. – Chodź. Zaproszę cię na coś, czego nie można się nauczyć – cierpliwość do pecha.
Usiedli przy oknie. Na zewnątrz świat wirował w mokrych smugach świateł, ale w środku czas zwolnił. Mila opowiadała mu o sklepie, o jego historii i... o właścicielce, która go założyła – swojej babci. O tym, że miejsce to przyciąga ludzi zagubionych, ale gotowych na zmianę.
– Ty, Aleks, jesteś inny. Masz wszystko, a czujesz, że nie masz nic. To najtrudniejszy rodzaj pecha.
– Skąd możesz to wiedzieć?
– Bo znałam kogoś, kto czuł się tak samo. I przegapił coś ważnego, bo bał się zaufać przypadkowi.
Spojrzał na nią uważnie. Jej oczy były spokojne, a zarazem przepełnione... nadzieją. Była inna niż ktokolwiek, kogo znał. Z nią nawet jego pech nie wydawał się taki straszny.
– Może... – zaczął – może mógłbym wrócić do sklepu. Zapytać o coś jeszcze?
Mila uśmiechnęła się tajemniczo.
– Może. Ale najpierw... skończ herbatę. Bo czasem najważniejsze talizmany to te, które jeszcze nie wyglądają jak szczęście.
Komentarze
Prześlij komentarz