Zanim napisałem

 Rozdział 4

Mateusz siedział wtedy sam na schodach pod blokiem. Była środa, późne popołudnie, a wiatr plątał suche liście wokół jego butów. Słyszał, jak się śmieją. Lena i… ona.


Zawsze razem. Zawsze tak blisko.

A on?

Zawsze gdzieś obok. Z kluczami od auta, z pomocą przy przenoszeniu kartonów, z kawą kupioną „tak przy okazji”.


Mógłby przysiąc, że czasem… spojrzała na niego inaczej. Dłużej.

Ale może sobie to wmawiał. Może chciał. Za bardzo.


Tamtego dnia, kiedy stał z torbami z zakupami, one wpadły w deszczu do klatki. Zmoczone, roześmiane.

Podał jej parasolkę, mimo że sam został bez.

Uśmiechnęła się wtedy. Tak, że zaparło mu dech.


To po tym wieczorze napisał pierwsze zdanie.

Na kartce. Ręcznie. Jak idiota. Jak nastolatek.

Skreślił, napisał od nowa.

"Nie wiem, czy się domyślasz, że to ode mnie. Ale może w głębi serca… już wiesz."

Zadrżał.


Miał to wrzucić do skrzynki Lenki. Ona mieszkała z nią, prawda?

Ale w ostatniej chwili… nie był pewien, który numer.

Wręczając los, zostawił kartkę w jednej ze skrzynek. I uciekł.


Teraz nie spał od dwóch dni.

Bo może serce zapukało… do niewłaściwych drzwi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stacja widmo

Ucieczka

Prawie randka