Nie udawaj Mateusz

Rozdział 6

 [Spotkanie – wieczór, osiedlowy sklepik, chwila przypadkowa... ale nieprzypadkowa]


– Mateusz? – usłyszał znajomy głos.


Zamarł. Właśnie pakował bułki do siatki, gdy Lena stanęła tuż obok. Nie wyglądała na zadowoloną.

Ostrożna mina. Skrzyżowane ręce. I wzrok, który nie znosił sprzeciwu.


– Hej… – powiedział cicho.


– Chyba musimy pogadać – rzuciła. – O liście.


Nie odpowiedział od razu. Serce zabiło mu szybciej.


– Wiem, że to ty – dodała.


Wzruszył ramionami, jakby nic się nie stało. – Skąd ten pomysł?

– Nie udawaj. Twój charakter pisma. Styl. I to, jak się zachowujesz od kilku dni. Dajesz się rozgryźć jak kartka papieru.


Zamilkli na chwilę. W sklepie zrobiło się dziwnie cicho.


– Więc? – zapytała Lena. – Napisałeś ten list do mnie?


Mateusz spojrzał jej prosto w oczy.

– Nie.


Cisza. Potem już tylko jej zmieszanie.


– Ale… twoja przyjaciółka przeczytała go pierwsza – powiedział powoli. – I widziałem, jak się uśmiechała, jakby ten list był dokładnie dla niej. I może… może to dobrze, że trafił do niej.


– Ona… myśli, że to pomyłka.

– Może nie powinna.


Lena patrzyła na niego dłużej. Jakby po raz pierwszy nie wiedziała, co odpowiedzieć.

Zgarnęła swoje zakupy, rzucając tylko cicho:


– Wiesz, mogłeś wszystko sknocić.


– Albo w końcu coś naprawić.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stacja widmo

Ucieczka

Prawie randka