Epilog
Kilka miesięcy później ogród istniał już naprawdę. Zieleń rozrosła się, szklarnia błyszczała w słońcu, a ławki przyciągały spacerowiczów szukających spokoju.
Maja usiadła na jednej z nich. Przed nią leżał otwarty szkicownik – ten z grafiką mostu. Nie znalazła w nim listu. Ale zostawiła tam teraz coś od siebie. Kilka słów zapisanych ołówkiem, z miękką kreską architekta:
„Kiedyś zostawiałeś listy. Dziś jesteś.”
Szymon pojawił się bez słowa. Usiadł obok niej i podał jej kubek gorącej kawy. Takiej, jaką zawsze lubiła – czarnej, ale z odrobiną miodu. Maja uśmiechnęła się.
Nie musieli nic mówić. Cisza między nimi była pełna wspólnej historii – tej, którą dopiero teraz zaczęli pisać naprawdę.
W oddali, na szkle szklarni, nadal widniała data: 041218. Już nie tajemnica, nie zagadka. Tylko wspomnienie początku, który – choć wtedy nieoczywisty – doprowadził ich właśnie tutaj.
Do teraz.
Do siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz